Zacna idea i ile nauki! Uszyłam woreczki na zakupy, żeby nie kolekcjonować nieskończonych ilości foliowych torebek, kiedy kupuję cztery cebule, pół kilograma śliwek i sześć marchewek. Niby torebki zbieram na psie kupy, ale nad tym też będę musiała popracować, wszak kupa rozkłada się kilka dni, a kupa w foliówce... Wyjąwszy z szafy stare firanki, zniszczoną opaskę zimową i podarty baldachim, zabrałam się do pracy. I oto dowiedziałam się, że mój baldachim był wykonany z organzy, i że szyje się go fatalnie, bo ta organza jest niemal przezroczysta i nie wybacza żadnego błędu. Ale przecież nie o doznania estetyczne tutaj chodzi, tylko o dobro naszej planety! Różowa nitka ma pokazywać, że nie wstydzę się swoich krawieckich pomyłek, tuszowanie ich nie w smak mi, ma dawać do zrozumienia, że prujka miała dziś wychodne, a ja po prostu nie mam do czego nasypać garści orzechów.
Drugą przeprawą okazało się prucie wełnianej opaski. Każdy splot był wyprawą w nieznane. Ale udało się!
Nylonowa firanka jest zdecydowanie łaskawsza. Szycie białej firanki, o nieregularnych wzorach, białą nitką, sprawia, że każde przeszycie można wykonywać z zamkniętymi oczami.
Efekt końcowy jest taki, że:
1. Mam torebki na zakupy
2. Mam miejsce w szafie na nowe firany (ze szmatesku)
3. Nie muszę wyrzucać zniszczonej opaski, chociaż wymęczyła mnie solidnie i mało brakowało, a cisnęłabym nią przez okno.
Polecam!